Czy oglądanie modeli taboru kolejowego na makiecie może być przyjemnością? Może. Zwłaszcza, gdy modele znajdują się na wysokości wzroku.
Kliknij w obrazek. Zobaczysz go w powiększeniu. |
Blisko trzy lata temu opisywałem zmagania z próbami odwzorowania śladów eksploatacji w postaci białych nalotów i nacieków na wagonach do przewozu materiałów sypkich, wrażliwych na opady deszczu (kredy, gipsu, wapna). Tym razem zastosowałem inne niż wówczas środki malarskie, w zasadzie nie przeznaczone dla modelarzy, lecz niekiedy przez modelarzy stosowanych. Są to olejne farby artystyczne w postaci gęstej pasty w tubkach.
Użyłem farb w dwóch kolorach – bieli cynkowej i umbry palonej. Pierwsza posłużyła do naniesienia białych nalotów i nacieków na skrzyni wagonu i elementach podwozia, druga – do rdzawych nalotów w tychże miejscach. Przyjąłem następującą zasadę – szare części wagonu w pierwszej kolejności pokryłem bielą, a po dwóch, może trzech dniach schnięcia w wybranych miejscach nałożyłem umbrę. W przypadku podwozia zastosowałem kolejność odwrotną. Farby nakładałem pędzelkami o miękkim włosiu, o grubościach 00 i 000, przy czym pasty rozpuszczałem w rozpuszczalniku do emalii olejnych produkcji Humbrola. Właściwie na model nakładałem utworzone w ten sposób washe, raz rzadsze, raz bardziej gęste. Niekiedy nadmiar washa ścierałem, bądź rozcierałem suchym pędzlem. Niekiedy stosowałem mieszankę obu washy (np. na budce hamulcowego).
Praca z użyciem olejnych farb artystycznych nie wydaje się należeć do czynności przesadnie trudnych. Wymaga jednak pewnej wprawy i delikatności, oraz zmysłu obserwacji. Z pewnością konieczne jest ciągłe podglądanie archiwalnych fotografiami pierwowzorów. Wszak wagony wapniarki, takie jak miniatura na zdjęciach, zupełnie odeszły do przeszłości.
Model wapniarki przed pracami waloryzacyjnymi |
Nakładanie waha sporządzonego z olejnej farby artystycznej |
Wagon wapniarka z delikatnymi naciekami (białymi i rdzawymi) |
O wykonaniu śladów eksploatacji na modelach wapniarek (wagonów o charakterystycznej konstrukcji, z dwuspadowymi dachami oraz z umieszczonymi w nich uchylnymi klapami) pisałem już wcześniej. Na przykład tu, albo tu i tu, a także tu. Do trzech miniatur z modelarskiej epoki IIIb, dołączam kolejną (produkcji firmy Brawa). Tym razem jest to wagon ze skrzynią barwy szarej. Postanowiłem "pobrudzić" go nieco inaczej, odwzorowując na dachu i ścianach białe zacieki. Tego rodzaju zabrudzenia można zobaczyć na nielicznych fotografiach prawdziwych wapniarek. Niestety są to zdjęcia czarno-białe. Dlatego przy wykonaniu modeli zabrudzeń wypada w jakiejś części posłużyć się własną wyobraźnią. W jaki sposób wykonałem zacieki i jakie zastosowałem materiały napiszę wkrótce.
W zasadzie zrezygnowałem z malowania modeli emaliami olejnymi. Uznałem, iż nowoczesne farby akrylowe mają wiele zalet, wśród których do najważniejszych należą szybkie schnięcie i możliwość mycia narzędzi malarskich w wodzie (dlatego szkoda czasu na "zabawy" z olejami). W praktyce jednak okazało się, że wadą akryli jest zbyt łatwe ścieranie się ich z pomalowanej powierzchni, a nawet odpadanie warstewki większymi płatami (m.in. przy szlifowaniu papierem ściernym).
Z kolei zupełnie niedawno – używając starych olejnych Humbroli do wykonania poprawek szarych ścian wagonu krytego – na nowo odkryłem zalety tego rodzaju farbek. Długi czas schnięcia? No cóż – modelarstwo nie jest to hobby dla niecierpliwych. Natomiast fenomenalną zaletą olejnych materiałów malarskich jest możliwość pracy "na mokro", tzn. w stanie silnie rozcieńczonym. Co ważne w takim przypadku nie następuje utrata przyczepności świeżej emalii do malowanej powierzchni, zwłaszcza gdy trzeba zetrzeć jej nadmiernie nałożoną warstwę.
Opisaną właściwość postanowiłem wykorzystać przy wykonaniu drobnych uzupełnień wewnątrz skrzyni modelu węglarki (tej, do której wcześniej wykonałem ładunek zwojów drutu). Inspiracją stała się pokazana już wcześniej fotografia z książki Węzeł kolejowy Katowice. Widać na niej, że wewnętrzne powierzchnie desek węglarek są podniszczone i zszarzałe. Aby uzyskać taki efekt w pomniejszeniu zastosowałem rozcieńczoną matową emalię barwy białej. Nałożyłem ją miękkim pędzlem na ścianki skrzyni (wcześniej pomalowane na niedookreślone prawie czernie i ciemne brązy). Następnie delikatnie starłem jej nadmiar bawełnianą szmatką nawiniętą na wykałaczkę. W ten sposób uzyskałem efekt laserunku, tzn. przenikania się barw.
Natomiast efekt wewnętrznych powierzchni drzwi – odartych z powłoki malarskiej i pordzewiałych, uzyskałem przy zastosowaniu olejnego wash'a Light Rust od wytwórcy AMMO MIG. W tym wypadku wash również został nieco rozcieńczony, dzięki czemu powierzchnia nie jest jednolita pod względem kolorystycznym. Ponieważ pędzel został już ubrudzony rdzawym specyfikiem pomalowałem (również "na mokro") "zdeformowane mechanicznymi urządzeniami ładunkowymi" obwodziny skrzyni.
Swoją drogą o innych przydatnych właściwościach produktu Hubrola (w tym przypadku nr 113) napisałem już wcześniej w innym miejscu.
Kliknij w zdjęcie, zobaczysz je w większym rozmiarze. |
Kliknij w zdjęcie, zobaczysz je w większym rozmiarze. |
Nanoszenie śladów eksploatacji na miniaturach wagonów o szarej barwie nie jest czynnością łatwą. Przekonałem się o tym już wielokrotnie. Pomimo powtarzanych prób z różnymi materiałami i różnymi technikami, efekty brudzenia wciąż nie w pełni mnie zadowalają. Do takich "brzydko pobrudzonych" modeli należał produkt firmy Brawa, który prezentowałem na tym forum. Co więcej, zdecydowałem się nawet na dokładny opis, jakim sposobem i jakimi środkami wykonałem brudzenie. Z perspektywy czasu pracę tą uznałem za źle wykonaną. Ciemnoszare plastikowe pudło nadal było plastikowym pudłem, tyle że pobrudzonym. Powierzchnie ścian nie przypominały śladów eksploatacji charakterystycznych dla prawdziwych wagonów nieustanie znajdujących się na wolnym powietrzu. Dlatego postanowiłem poprawić miniaturę. Nie jestem w stanie opisać jakich "skomplikowanych" czynności dokonywałem. W uposzczeniu polegały one na ścieraniu pędzelkami o twardym włosiu starych warstw lakierów (choć nie do końca), nakładanie nowych, znowu ścieraniu itp. Do tego użyłem mieszanki (bieli i czerni) olejnych emalii starego dobrego Humbrola, bardzo silnie rozcieńczonej dedykowanym rozcieńczalnikiem tego samego producenta. Tym razem ściany wagonu wyglądają o wiele lepiej. Tą samą metodą także poprawiłem połać dachu. No może nie zupełnie, bowiem ostatnią warstewkę stanowi silnie roztarta farbka olejna z tubki o barwie umbra palona. Dała ona delikatny rdzawy nalot, dobrze widoczny na powiększonym zdjęciu.
Kliknij w zdjęcie, zobaczysz je w większym rozmiarze. |
Do kolekcji wagonów w epoce modelarskiej IIIb został dołączony kolejny pojazd, który długo oczekiwał w pudełku na naniesienie śladów eksploatacji. Tym razem postanowiłem, że nie będę poprawiać uproszczeń wykonania fabrycznego. Za cel obrałem jedynie zlikwidowanie plastikowego wyglądu miniatury. Praca z użyciem lakierów w aerozolu, pędzli do nakładania proszków suchej pasteli i tzw. wash'ów zajęła mi dwa wieczory.
Na ostatnim zdjęciu poprzedniego wpisu widać, że wiązadełka są za grube (w opisywanym przypadku zostały wykonane z drutu o grubości 0,2 mm). Dlatego uznałem, że mogą one stanowić jedynie tymczasowy element pomocniczy. Natomiast trwałe zachowanie kształtu zwoju uzyskałem poprzez zapuszczenie pomiędzy żyłki 2-3 kropel rzadkiego kleju cyjanoakrylowego. Po chwili, gdy klej przysechł, wiązadełka zostały odcięte. Oczywiście odbiega to od pierwowzoru. Choć z drugiej strony, gdy przyglądamy się fotografii ładunku zwojów na rzeczywistym wagonie wiązadeł właściwie nie dostrzegamy.
Kierując się zachowaniem realizmu modelarskiego uznałem, że drut w pomniejszeniu powinien posiadać barwę zupełnie świeżego wyrobu stalowego. Dlatego ustabilizowane klejem zwoje pomalowałem stosownym metalizerem Metal Cote firmy Humbrol.
Ułożenie ładunku zwojów żyłki w skrzyni miniaturowego wagonu, w rzeczywistości bardzo lekkich i sprężystych, to zadanie o pewnym stopniu trudności. Po kilku nieudanych próbach z cyjanoakrylem, zwoje zespoliłem kroplami kleju dwuskładnikowego. Zdjęcie ukazuje stan owych pierwszych prób, gdy miniaturowe zwoje początkowo "złośliwie nie chciały" upodobnić się do wyglądu ładunku drutu stalowego.