czwartek, 30 grudnia 2021

Mniej znaczy więcej [P.K.P. Sdwh 701062]

Niedawno opisałem trudności w wykonaniu poprawnych zabrudzeń ścian modelu wagonu do przewozu wapna (bądź innych materiałów sypkich). Owa praca wystawiła na próbę moją "modelarską cierpliwość". Dlatego przy kolejnej miniaturze wapniarki dla zabrudzeń postanowiłem użyć nieco innych materiałów. Z góry założyłem, że w stosunku do dwóch poprzednich wagonów będzie ona słabiej przybrudzona białym nalotem. Miało to uczynić skład wagonów towarowych wizualnie bardziej atrakcyjnym. 

Model wagonu Roco wyjęty z pudełka wyglądał tak.


W  pierwszej kolejności plastikowe, połyskujące ściany i dach wagonu zmieniłem w matowe, zarazem jakby nieco wyblakłe. Zastosowałem nanoszenie za pomocą płaskiego pędzla bardzo rozcieńczonej farby olejnej Humbrol nr 113. Do rozcieńczenia użyłem rozpuszczalnika dedykowanego tej samej firmy. Nie pozostawia on tłustych plam przy schnięciu roztworu. Nałożyłem trzy cienkie warstwy specyfiku. Każdorazowo odczekałem około doby na jego dobre wyschnięcie. O ile nałożenie pierwszej warstwy nie przedstawia trudności, o tyle przy kolejnych należy zachować uwagę, by nie zmyć malowania wcześniejszego (rozpuszczalnik czyni to z łatwością). Dlatego specyfik należy nakładać zdecydowanymi ruchami, w zasadzie jednym pociągnięciem pędzla. Nie martwiłem się, że pokrywam nim również oznaczenia wagonu. Niewielka ilość pigmentu nie zakryła napisów, a jedynie je przybrudziła. Pomalowany model wyglądał tak.


W następnym etapie odwzorowałem nalot pyłu wapiennego. W tym celu zastosowałem biały wasch Vallejo. Nakładałem go płaskim pędzlem o miękkim włosiu, trzy a miejscami nawet cztery razy. Podobnie jak przy malowaniu Humbrolem, w tym wypadku również czekałem na dobre wyschnięcie każdej warstwy. W trakcie malowania zauważyłem, że liczne krawędzie modelu łatwo ulegają ścieraniu. Dlatego ostatnią nakładaną warstwą była mieszanka białego wascha z matowym bezbarwnym lakierem Vallejo. Reszty dopełniło bardzo delikatne wtarcie białego proszku z suchej pasteli w już wyschnięty, choć jeszcze nie w pełni utwardzony lakier. Proszek wcierałem przede wszystkim w załomy oraz w miejsca stanowiące odwzorowanie nitowań. Efekt końcowy widać na poniższym zdjęciu. Uważam, że w tym przypadku, wyrosła wśród twórców architektury modernistycznej maksyma "mniej znaczy więcej",  doskonale się sprawdziła. Mniej zabrudzeń, ciekawszy model. Nanoszenie śladów eksploatacji na ostoi i częściach układu biegowego to temat na zupełnie inną opowieść.

Poniżej fotografia umożliwiająca porównanie różnic w przybrudzeniach wykonanych odmiennymi technikami.


Fotografia na zakończenie dzisiejszego odcinka. Trzy wapniarki w okolicach Szembruka. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz